Okolica

Nasze gospodarstwo znajduje się w Borach Tucholskich w samym środku powiatu starogardzkiego. Wiąże się z tym typowy dla tego regionu krajobraz, dużo lasów oraz jezior. „Kociewiak” leży tuz przy jeziorze Szteklińskim.

 
 

 

Atrakcje:

  • Rowery- piękne drogi leśne zachęcają do całodniowych wycieczek rowerowych
  • „Spacery po zdrowie”, Nordic Walking
  • Plac zabaw dla dzieci
  • Jezioro, sporty wodne
  • Na specjalne życzenie nauka początkowa żeglarstwa
  • Polecana baza wypadowa dla wędkarzy łowiących na okolicznych rzekach m.in. łowienie na „muchę”
  • Zwierzęta domowe tj. kozy, kury, kaczki
  • W pobliżu znajduje się wypożyczalnia sprzętów wodnych
  • Lasy- raj dla grzybiarzy
  • Przejażdżki wozem drabiniastym oraz kuligi w zimie
  • Możliwość korzystania z sauny oraz na zamówienie wszelkiego rodzaju masaże
  • Miasto Stargard Gdański oddalone o 12 km
  • W pobliżu warte obejrzenia i zwiedzenia są Malbork, Pelplin, Gniew oraz Trójmiasto

    Szczególnie polecamy do zwiedzenia:

    Ogród dendrologiczny w Wirach ( 3 km od „Kociewiaka”)
    W połowie ubiegłego stulecia urzędujący tu nadleśniczy Adam Puttrich założył 32 hektarową szkółkę drzewek leśnych, przekształconą z czasem dzięki zaangażowaniu leśnika i naukowca Adama Schappacha w ogród dendrologiczny i arboretum oraz obsadzoną egzotycznymi drzewami drogę dydaktyczną poznania przyrody. Na przełomie XIX i XX stulecia prócz drzew rodzimych i obecnego pochodzenia na wielką skalę uprawiano tu także róże. Fragment pięknego lasu bukowego na jeziorem Borzechowskim, leżący na wschód od starego parku, nazywany przez Niemców Wzgórzem Puttricha. W latach 50-tych kolejni nadleśniczy – Kazimierz Szulisławski i Józef Pozorski stworzyli alpinarium oraz nową aleje drzew egzotycznych. Obecnie Wirty stanowią jednej z największych tego typu obiektów w Polsce. Ogród podzielony jest na kwatery zajęte przez różne gatunki drzew – cyprysiki, choiny, żywotniki, jałowce, sosny, jodły, świerki oraz niewystępujące u nas odmiany dębów, osik, jesionów i brzóz. Najstarszą spośród 39 kwater zajmują posadzone w roku 1882 daglezje zielone wprowadzone już w początkach XX wieku do uprawy na terenie Pomorza. W Wirtach rośnie blisko 100 odmian roślin iglastych i 150 odmian roślin liściastych występujących w strefie umiarkowanej całej półkuli północnej. Z Wirtów dobrze widoczna jest wyspa starościńska na jeziorze Borzechowskim Wielkim – miejsce dawnego grodu kasztleńskiego i siedziby starosty Borzechowskiego.

    Lubichowo
    Lubichowo - leżące przy drodze z Warlubia do Zblewa i Kościerzyny, to rozległa wieś gminna o charakterze miasteczka. Podobnie jak w Zblewie, centrum zabudowane jest stylowymi kamieniczkami z I połowy XX wieku, a panujący porządek i dobrze skompletowana mała architektura dodaje uroku tej miejscowości. Prawie w centrum Lubichowa, z południowej strony wsi znajduje się Jezioro Lubichowskie. Najstarsza zachowana wzmianka o wsi pochodzi z 1352 roku. Po wojnie trzynastoletniej Lubichowo stało sie własnością królewską i wchodziło w skład starostwa borzechowskiego. Prawdopodobnie w czasie "potopu" wieś doszczętnie spalono. W roku 1741 z inicjatywy ówczesnego starosty Zawadzkiego wybudowano we wsi drewniany kościół, który istniał do roku 1927. Wobec rozbudowy wsi i zwiększenia się liczby wiernych przystąpiono do budowy nowej świątyni, wykończonej w latach 1930-31, do której przeniesiono barokowe i rokokowe wyposażenie ze starego kościoła.

  •  

     
     

     

    Tygodnik Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania dziennika Bałtyckiego. Szteklin.

    Otworzyła tutaj podwoje (na razie na imprezy) niesamowita kwatera agroturystyczna "Kociewiak". Jej właścicielami są Małgorzata i Marek Panasowie.

    Będziemy atakować Niemców (tytuł prasowy)

    W centrum Szteklina na drzewie przy sklepie jakiś dowcipniś wywiesił komputerowy wydruk, że Osama bin Laden ukrywa się w bunkrach w Radziejewie, wobec czego Szteklinowi nie grożą już ataki terrorystyczne. Brzydkie żarty. W sklepie tłumaczą nam, gdzie jest nowa kwatera agrotustystyczna "Kociewiak" - pojedziecie trochę w stronę Radziejewa, potem w lewo, do wolno stojącego gospodarstwa.

    Na początku nic wielkiego

    Choć ciemno, trafiamy bez pudła. Mijamy zamykaną od góry umowną bramę z jednego drąga. Kuliste lampy wystające z ziemi wskazują, że tu będzie cos innego. Podwórze. Po lewej nowy dom, po prawej jakieś duże zabudowania - chlew, stodoła? Szerokie drzwi z desek są lekko uchylone. Przez szparę sączy się światło. Ktoś je otwiera szerzej. Teraz widać, że za tymi starymi drzwiami są drugie, nowoczesne, całe przeszklone. Podobnie z oknami - wąskie, poziome, z tworzywa. Nowoczesność - przynajmniej tak to widać po ciemku - została tu zamaskowana starymi dechami jak obiekty na filmach z Jamesem Bondem. Wchodzimy do środka i ogarnia nas zdumienie. W olbrzymim pomieszczeniu, wymalowanym w pastelowe kolory, jest i kuchnia, i wielki piec w środku, i siedziska dla wielu osób. Brawo!

    Czekali na nas

    Wita nas Marek Panas. Cóż za zbieg okoliczności - Panasowie akurat dali ogłoszenie do "Dziennika Bałtyckiego", a córka wysłała je do portalu www.kociewiak.pl (trafiliśmy tu po tej internetowej drodze). Po ogłoszeniach chcieli ściągnąć kogoś z prasy, by to wszystko tutaj opisał. Więc - choć dość przypadkowo - jesteśmy. Marek Panas - szczupły, energiczny człowiek o znajomej twarzy i jakże znajomym nazwisku. Skąd my go znamy? Po chwili rozmowy wstyd - a jakże, przecież to olimpijczyk z drużyny piłki ręcznej na olimpiadzie w Moskwie, zawodnik "Wybrzeża" Gdańsk. Siadamy przy stole, rejestrując (potem już aparatem) detale w tym pomysłowo urządzonym wnętrzu. Na przykład stare narzędzia na ścianach i po kątach, pomalowane jaskrawymi kolorami stare kredensy, zaskakują też sufity - kombinacje desek i... słomy.

    Szukaliśmy tego miejsca

    Panie Marku, jak pan tutaj się znalazł?!
    - Dwa lata szukałem takiego miejsca, oazy z dostępem do jeziora. Kupiłem to od gospodarza, który zbankrutował. Tu, gdzie siedzimy, była stodoła. Przejąłem to w maju 2002 roku. Przejąłem ten spokój na Kociewiu. Na początku myśleliśmy urządzić to do celów mieszkalnych, a potem postanowiliśmy zrobić również agroturystykę. Troszkę na większą skalę.

    A nie lepiej było na Kaszubach?
    - Dla mnie było bez różnicy, czy na Kaszubach, czy na Kociewiu... (Po chwili) Jak te Kaszuby potrafią się promować... A tu dziwne jest to, że Kociewie promuje się na... Kociewiu.

    Dywagujemy przez chwilę o tym mało znanym regionie.
    - Ja mam nawet problem z wyjaśnieniem innym, gdzie mieszkam. Mówię, że w Szteklinie i nie wiedzą, gdzie to jest. To przez słabą promocję regionu - konkluduje gospodarz.

    Olimpijczyk jest już swojakiem
    Agroturystyka tutaj? Nie było obawy, że za blisko Starogardu? To jest letniskowa dzielnica Starogardu.
    - No tak, niby blisko Starogardu, a jaka droga? Wstyd... Za blisko nie jest. To oaza spokoju. Jezioro Borzechowskie za oknem, Wirty i Bory Tucholskie. To dla ludzi szukających spokoju. Ci, co chcą się zabawić, jadą na Juratę czy Hel. Szansą Kociewia jest właśnie ten spokój.

    Olimpijczyk Panas mówi o tych terenach jak swojak.
    - No tak - mówi żywo - jestem Kociewiakiem, jak się tu zameldowałem. Zrobiłem się rolnikiem Przebudowa obiektu trwa już 2,5 roku. Kwatera ruszy pod koniec maja.

    Pokoje są właśnie wykańczane (później je oglądamy - hi fi!). Na razie będą się odbywać imprezy.

    - Tu, gdzie siedzimy, w sali jadalnej, były krowy, stodoła. Teraz inaczej wygląda, prawda? Łącznie jest do przebudowania 800 metrów kwadratowych, a zostało już zrobione 450. Na początku będzie 5 pokoi. Kwatera agroturystyczna, nie żadna pseudokwatera bez zwierząt.

    Olimpijczyk wymienia, jakie zwierzęta już ma: dwie kozy, króliki, kury, kaczki.

    - Zrobiłem się rolnikiem. Na tym to polega, że jest fajnie, jak cię o 5 rano budzi kogut. To ma być jak gospodarstwo. Taka jest filozofia agroturystyki. Nawet i na tym to polega, że ludzie z miasta przyjadą i wezmą się do fizycznej pracy, na przykład do żniw, (chociaż co to dzisiaj za żniwa), a jak nie do żniw, to do motyki, żeby zobaczyli, jak to kiedyś się robiło.

    Ale tu się kroi coś znacznie większego niż 5 pokoi. A przepisy dotyczące agroturystyki pozwalają tylko na pięć.
    - Na rodzinę można postawić więcej niż 5 pokoi. Można notarialnie przepisać na dzieci i jest 15. Ale na początek będzie pięć.

    Pokazać Niemcom piękno

    Panas chce ruszyć gminę, starostwo i ściągnąć Niemców, żeby pokazać im to piękno.

    - Muszę z nimi (urzędami) porozmawiać. Ludzie powinni żyć z turystów w Lubichowie. Dziwne, że tam nie ma hotelu. I ta droga. Jak Niemcy mają tu przyjeżdżać, jeżeli zobaczą taką drogę? Wie, że są tu zawiłości - droga powiatowa, nie gminna.

    Wie też, że w tym roku coś ma się ruszyć z tą drogą. To tylko droga, a inne sprawy. Uważa, że brakuje ogólnej wizji rozwoju i że Kaszubi NAS (tak już siebie określa) przewyższają. Między innymi, dlatego, że wcześniej zaczęli działać. Wie jednak, że w pojedynkę się nie podoła. Tak już próbował.

    - Chciałem zrobić rewolucję w sporcie, ale w samemu to można wpaść tylko na górę lodową. Chciałem zrobić rewolucję. Uważam, że w sporcie powinni dojść do głosu młodzi. Ale nic z tego nie wyszło. Teraz nie chodzę nawet na mecze w Gdańsku. Taki została zadra. Ale ten sport w nim oczywiście siedzi.

    Agroturystyka ze sportem

    Mam pomysły, żeby tę agroturystykę połączyć ze sportem - mówi.

    - Dobrze jest troszkę poćwiczyć i potem zjeść. Będę promował sport. Jakieś kajaczki, siłownia, rowerki. I na trawie boisko do piłki ręcznej. A dlaczego nie mają sobie zagrać na nim jacyś znakomici sportowcy? Będę takich ściągał, by na przykład organizować wieczorki sportowe. Ale mogą być też wieczorki poetyckie czy spotkania malarskie. Zespoły muzyczne też. Dlaczego nie? Udziela nam się ten entuzjazm gospodarza. Entuzjazm wcale nie jakiś słomiany - widać, że człowiek mówi to z pełną odpowiedzialnością za słowo i że ma to wszystko przemyślane.

    Można współpracować

    A ludzie stąd przy tym zarobią?
    - Chcę współpracować z rolnikami. W wiosce jeden ma to, drugi coś innego i solidarnie można współpracować. Co będzie, oprócz tych koni i sań jeszcze potrzebne? Na przykład szukałem w Starogardzie kapeli (podobno jest taka), dorożki, swojskiego masła i twarogu. Tak w ogóle będę chciał przejąć Dni Szteklińskie. Zrobię je na polu. Chcę tak zrobić, by ludzie tu przyjechali i zobaczyli to kociewskie rzemiosło (przecież są tu jacyś rzemieślnicy, którzy zademonstrują swój kunszt), zrobię autentyczne dożynki z tutejszymi potrawami, a nie jakąś pijaną imprezę czy takie dożynki, gdzie jeden gra na playbacku, dwóch stoi z grillem, zero klimatu... Będziemy atakować Niemców. Zrobimy różne foldery, pokażemy im powrót do natury.

    Miło było. Wyjeżdżamy. Na pożegnanie gospodarz zapala te kuliste lampy. Z fatalnej drogi na Radziejewo na tle ogólnej ciemności widać te lampy niczym jakiś oświetlony statek. Witamy na pokładzie "Kociewie", panie Marku. - Małgorzata i Marek Panasowie i córka Agata oraz fragmenty wnętrza, urządzonego według pomysłów właścicieli kwatery. Wnętrze jest bardzo cieple, akcentami nawiązuje do gospodarstwa. W zaskakujących miejscach stoją zaskakujące przedmioty, na przykład jak ta pokazana kana na mleko ze zbożem czy stary kredens.