BUDZĄC DUCHY


Woda wypływała wąskim strumykiem z ciemnego otworu jaskini, skrząc się w słońcu o wiele większą ilością barw, niż można by się spodziewać. Powietrze pachniało świeżą zielenią i mokrymi kamieniami. Pachniało czymś jeszcze, mocą przenikającą wodę, powietrze, skały, drzewa i trawę.
Andre usiadł na kamieniu, a z jego ust wydostał się jęk ulgi. Najsłabszy z całej grupy, teraz wreszcie mógł dać wytchnąć zbolałym nogom. Pozostali także nie ukrywali, że cieszą się ze znalezienia tego miejsca. Ari wyciągnął się jak długi w miękkiej trawie i, zamknąwszy oczy, wystawił twarz do słońca. Daniel znalazł odpowiednio zacienione miejsce, a Yoshi zdjął buty i zanurzył stopy w strumieniu. Przez kilka chwil był im obojętny fakt, że miejsce jest Węzłem i że być może ma swojego strażnika. Nawet Dorianne po prostu usiadła w trawie, oddychając głęboko. Duchy tego miejsca powinny zrozumieć. Błąkali się po tym świecie już od pewnego czasu, byli wykończeni i wypruci z kwintesencji. Chcieli się tylko zatrzymać choć na chwilę, odpocząć, doładować się i ruszyć dalej.
-Duchy zrozumieją – szepnęła, patrząc na swoich towarzyszy wylegujących się na polanie.
-Nie, jeśli z nimi nie pogadasz – rzekł Kith, siadając obok. – Nie wierzę w niestrzeżone careny.
-Na razie tylko odpoczywamy – zazdrościła mu jego wytrzymałości. Sama była mimo wszystko tylko człowiekiem.
Długi marsz, otarcia na stopach, głód i zmęczenie dokuczały im wszystkim, choć Kith i Ari skarżyli się na nie najmniej. W najgorszym stanie był oczywiście Andre, choć psychiczna odporność nie pozwalała mu narzekać, pozostali wiedzieli, ze nie wytrzyma już długo. Gdyby tylko udało im się znaleźć portal prowadzący z powrotem do ich świata...
-Postaram się coś upolować – zaoferował Kith.
-Mogę iść z tobą? – spytał Ari, otwierając oczy. Niesamowite, ile ten facet miał w sobie energii. Kilka minut na trawie i już był gotowy wracać do lasu.
Kith zmierzył go wzrokiem.
-Masz czym? Pazury? Zęby? – spytał pogardliwie.
-Pistolet? – blondyn wyciągnął broń,
-Nie będziesz robił huku w lesie – prychnął Garou i przybrawszy wilczą formę pobiegł między drzewa.
-On mnie dalej nie lubi – jęknął Ari, chowając pistolet. – Czemu?
-Z tego samego powodu, dla którego Jemina nie lubiła Rony – oznajmił Andre, ale Ari nie zrozumiał chyba aluzji.
-Ari, po prostu weź Yoshiego i idźcie po drewno, ok? – poprosił Daniel.
-Czemu z nim? Wolałbym z tobą – blondyn uśmiechnął się w sposób, który spowodował, że Eutanatos zadygotał obrzydzenia.
-Idziesz z Yoshim, jego przynajmniej nie traktujesz jak kobiety.
-Bo Yoshi nie jest kobietą!
-Ty na tym tracisz – Akashic wstał i ubrał buty. – A ja nie zrobię ci krzywdy.
-Wilkołaki, geje, niedorobieni magowie, erotomani... – mruknął Daniel, gdy azjata i blondyn także zniknęli im z oczu. – Znacie coś gorszego?
-Tremere, Nephandi, demony, wyrwy w Rękawicy, Fei Long – podsunął usłużnie Andre.
-O zmarłych mówi się dobrze albo wcale.
-Tremere to nie dotyczy, Doriana. Co robimy z tymi duchami, o których mówił twój futrzak?
-Pójdziemy się rozejrzeć i zobaczymy, czy to nie jest czyjś teren, a jeśli tak – spytamy grzecznie, czy możemy zostać tu na chwilę – Dorianne mimo uszu puściła to, ze Eutanatos nazywa Kitha „jej futrzakiem”. Idziesz ze mną?
-Zawołaj mnie, jeśli znajdziesz tam w środku jakąś mumię albo chociaż szkielet – Daniel najwyraźniej nie miał ochoty wstawać.
Dorianne wcale mu się nie dziwiła. Gdyby nie to, że naprawdę potrzebowali kwintesencji a niestrzeżony Węzeł był czymś zbyt niezwykłym nawet poza ziemią, zostałaby na polanie czekając, aż pozostali przyniosą drewno i coś do jedzenia. Musiała jednak sprawdzić Węzeł. Danel teoretycznie mógł jej pomóc, ale duchy, z którymi normalnie miał do czynienia, były duchami zmarłych. Wstała i zostawiwszy większość bagażu, ruszyła w stronę jaskini, mając ze sobą jedynie woreczek z ziołami, kościany flet i pióra.
Kiedy weszła pomiędzy skały, ogarnął ją chłód. Strumień płynął przez całą szerokość wejścia, zdjęła więc buty i boso weszła do zimnej wody. Zimno przeszyło całe jej ciało, nienaturalne wręcz zimno.
-Niedobrze – mruknęła, rozwiązując woreczek. Wzięła na palec odrobinę sproszkowanych ziół i wciągnęła je nosem. Jej zmysły niemal natychmiast otwarły się na niewidoczne normalnym ludziom energie. Tak, jak się obawiała, chłód nie był naturalny – z wnętrza jaskini pomału wypełzały czarne entropiczne pasma. Zbyt słabe, by ktokolwiek, nawet Daniel i Andre mógł wyczuć je na zewnątrz, lecz dość wyraźne, by dziewczyna poczuła się nieprzyjemnie. – Chyba masz swoje trupy, Daniel! – zawołała.
Eutanatos wstał natychmiast. Martwi zawsze interesowali go bardziej niż żywi, czego wcale nie ukrywał. Drobny Hermetyk ruszył za nim, wiedziony wrodzoną ciekawością.
-Czujecie?
Obaj skinęli głowami.
-To nie jest naturalne – dodał Andre. – Ktoś bawił się magyą, albo tutejszą formą magii statycznej...
-Czymkolwiek się bawił, potrzebował do tego trupów. Nie wyczuwam w okolicy duchów zmarłych, ale może przydałoby się przyjrzeć się temu lepiej. Wchodzimy wszyscy?
Hermetyk i Mówczyni Marzeń skinęli głowami i cała trójka weszła do środka. Skalne ściany wznosiły się po bokach, nierówne, wilgotne, pod ich nogami szemrał strumień. W miarę, jak wchodzili w głąb, strumień stawał się coraz głębszy, aż w końcu szli po kolana w coraz zimniejszej wodzie. W jaskini było coraz ciemniej i Andre musiał stworzyć małą kulę światła, żeby mogli cokolwiek widzieć. Dorianne cały czas podążała za ciemnymi pasmami wyznaczającymi śmierć i srebrnymi – obecność duchów. Tak, były tu duchy, nie dusze zmarłych, a strażnicy tego miejsca – były jednak w nienaturalny sposób uśpione. Ktoś zadał sobie wiele trudu by doprowadzić to do takiego stanu...
Korytarz rozszerzył się i stali teraz w dużej grocie, której centrum stanowiło głębokie, atramentowo-czarne jezioro. Dookoła wznosiły się skalne półki, na nich zaś znajdowało się cos, co zmienione przez narkotyk zmysły szamanki postrzegały jako skłębione smugi czerni. Poza nimi na skale wymalowane były zawiłe symbole.
Daniel wszedł po wykutych w skale stopniach na jedną z półek i pochylił się nad kłębowiskiem czerni. Jego własny mroczy rezonans wydawał się słaby przy tym, co Dorianne widziała teraz.
-Humanoid, taki, jakich już spotkaliśmy – oznajmił Eutanatos. – Nie żyje od kilku miesięcy, poderżnięto mu gardło, i pozwolono się wykrwawić. Ślady po sznurach na nadgarstkach i kostkach. Co do pozostałych... – patolog podszedł do kolejnego kłębowiska czerni – Cóż, dokładnie to samo.
-Ktoś się naprawdę postarał – Andre pochylił się i zanurzył dłoń w wodzie. – Zanieczyszczony węzeł... Doriano, co z miejscowymi duchami?
-Są – szamanka pomału weszła głębiej do jeziorka. Jej spódnica byłą już cała mokra, ale dziewczyna nie przejmowała się tym teraz. Na dnie prawdopodobnie znajdowały się jeszcze jedne zwłoki, kolejny kłąb czerni. Entropiczne pasma wychodziły od ciał i splatały się w oplątującą całe miejsce pajęczynę. – Uśpione.
-Skaza zaczyna wychodzić na zewnątrz, razem z wodą. Jeszcze trochę, i będzie to czuć na polanie – Dłoń Andre nadal zanurzona była w wodzie – Zatruj źródło, woda popłynie dalej...
Dorianne nabrała powietrza i zanurkowała. Pod wodą widziała już tylko pasma czerni, skupiające się pośrodku, i delikatne, srebrzyste smugi, świadczące o obecności kwintesencji. Podążając za ciemną plątaniną dotarła do środka. Kłębowisko miało z grubsza kształt ludzkiego ciała, lecz jej zmienione zmysły nie pozwalały jej widzieć szczegółów. Dziewczyna chwyciła zwłoki i odbiła się od dna. Wynurzyła się na powierzchnię i zaczerpnęła powietrza. Z trudem doholowała kłąb czerni do brzegu.
-Boże – westchnął Andre. Nigdy nie był odporny na takie widoki. Ona też nie.
-Jak Niebyła, tylko nie mamy bandy Upiorów, próbujących zrobić z nas swoich następców – stwierdził Daniel. Może tutaj będzie łatwiej...
-Przede wszystkim trzeba ich pogrzebać – wzrok Dorainne wracał do normy i dziewczyna zaczynała wyraźnie widzieć zwłoki. Była wdzięczna samej sobie, że zdecydowała się na te wszystkie wizyty w kostnicy Daniela. – Potem spróbuję zastanowić się, jak obudzić duchy.
Wynoszenie ciał z jaskini zajęło im trochę czasu. Nie zdążyli uporać się ze wszystkim, gdy Ari i Yoshi wrócili z drewnem. Potem zjawił się Kith, niosąc w zębach sporego zwierzaka niezidentyfikowanego gatunku. Ułożywszy go na trawie, przeszedł do ludzkiej postaci, wytarł usta z krwi i wbił wzrok w wyniesione z jaskini zwłoki. Ari przypatrywał się sytuacji z podobnie zaskoczonym wyrazem twarzy. Jedynie Yoshi zachowywał się rozsądnie – on jednak zawsze był rozsądną osobą.
Po krótkich wyjaśnieniach cała szóstka zabrała się do grzebania zwłok. Gdy skończyli, słońce chyliło się już ku zachodowi. Byli jeszcze bardziej zmęczeni, niż kiedy znaleźli polanę. Nawet Kith i Ari, którym, według Daniela, Matka Natura wynagrodziła wytrzymałością braki intelektualne, wyglądali na kompletnie wyczerpanych. Rozpalenie ogniska, wysuszenie mokrych ubrań i upieczenie dziwnego zwierzaka okazały się być o wiele przyjemniejszymi czynnościami, niż którekolwiek z nich było skłonne przypuszczać.
Wieczorne cienie pełzały po polanie i tańczyły za ich plecami, gdy skończyli jeść. Przez cały czas Dorianne usilnie rozważała sprawę oczyszczenia węzła i obudzenia duchów. Odczytanie przynajmniej części symboli z jaskini dało jej ogólny pogląd na charakter miejsca i ewentualnego sposobu poradzenia sobie z problemem. Pod pewnymi względami sprawa była prosta – aż za prosta. Pod innymi... Szamanka powiodła wzrokiem po swych towarzyszach.
-Zajmę się przebudzeniem duchów – oznajmiła, wyciągając ze swojego plecaka kolejne rekwizyty. Kamienna miska, woreczki z ziołami i grzybami, mały krzemienny nóż z kościana rękojeścią, kościany flet. – Po pierwsze, potrzebuję od każdego z was odrobiny krwi.
To nie było konieczne, ale naprawdę nie miała ochoty, żeby ktokolwiek znał jej plan. Z miską i nożem w dłoni podeszła do Daniela. Eutanatos spokojnie podwinął rękaw, odsłaniając przedramię. Kiedy przecinała jego skórę, usłyszała za swoimi plecami szelest. Andre, zawsze przewrażliwiony, nie mógł wytrzymać. Westchnęła, świadoma, że Hermetyk będzie największym problemem.
Yoshi dał się pociąć bez sprzeciwu. Ari natomiast niemal uśmiechnął się błogo, kiedy go dotknęła.
-Masz śliczne ręce – stwierdził.
Puściła to mimo uszu. Ari zachowywał się w ten sposób od zawsze i przyzwyczaiła się już do tego. Był nawet słodki, kiedy próbował ją poderwać, wiedząc zapewne, że nie jest zainteresowana jego awansami. Cóż, byli tacy, którym to przeszkadzało.
-Kith.
-Też mam ci powiedzieć komplement? – spytał wilkołak, podwijając rękaw.
-Nie masz obowiązku – czasem miała ochotę dać mu po głowie za jego zachowanie. Był idiotą. Wydawało mu się, że wszystkie plotki łączące ją z Arim mają w sobie ziarno prawdy. Czy to przez ten głupi serial? Boże, przecież swego czasu łączono nawet ją z Fei Longiem... ale Kith miał szczęście i poznał Feia wyłącznie od jego dobrej strony...
Przycisnęła nóż nieco za mocno. Zaskoczony Garou przygryzł wargę, ale ból szybko minął a rana zabliźniła się po krótkiej chwili. Dziewczyna wstała i poszła szukać Andre.
Hermetyk siedział na skraju polany, plecami do ogniska. Jego przewrażliwienie na punkcie krwi... cóż, trudno mu było się dziwić, po tym wszystkim, co przeszedł. Najpierw klątwa, potem „przemiana” i pobyt wśród wampirów, który musiał być prawdziwym horrorem. Krew z jednej strony przyciągała chłopaka, z drugiej zaś – wywoływała w nim wstręt.
-Zamknij oczy – poleciła, chwytając go za nadgarstek.
Andre wykonał polecenie. Ciecie było szybkie. Kilka kropel wpadło do miski, a dziewczyna szybko posmarowała skaleczenie maścią i owinęła bandażem. Andre nie próbował nawet spojrzeć na to miejsce, zakrywając je rękawem. Do ogniska wrócił milcząc i usiadł na swoim miejscu.
Dorianne otwarła jeden z licznych woreczków z ziołami i wsypała kilka szczypt do misy z krwią. Zamykając oczy, zamieszała zawartość miski i jednym szybkim ruchem wylała wszystko do ognia. Sypnęły iskry, ogień zamigotał, a w górę wzniósł się kłąb białego dymu. Potem wszystko wróciło do normy. Dorianne znów sięgnęła po zioła i śpiewając cicho zaczęła obchodzić ognisko dookoła. Tym razem naprawdę korzystała z magyi, łącząc moce Życia i Umysłu, by sprowadzić na swych towarzyszy głęboki sen. Nie było trudno, zmęczeni, poddali się łatwo i kilkanaście minut później ich umysły dryfowały w Dziedzinach Marzeń.
Kiedy wszyscy już spali, Dorianne wróciła do groty. Teraz, gdy ciała leżały pogrzebane poza jaskinią, skaza śmierci niemal zniknęła. Miejscowe duchy spały jednak nadal. Zwykłe zaklęcie rozplatające nie zdało by się na wiele – potrzebny był czyn równie symboliczny, jak zabicie tych istot. Jeśli śmierć była czynnikiem negatywnym, logicznie rzecz biorąc...
Pomału obeszła skalną półkę dookoła jeziorka. Oczy miała zamknięte, usta przyciśnięte do kościanego fletu. Melodia, którą grała była przyzwaniem i obietnicą. Oby duchy posłuchały...
Zakończyła grać i zeszła w dół. Na zewnątrz, przy ognisku wszyscy spali, poowijani w koce, Andre zwinięty w kłębek, Ari rozwalony jak we własnym łóżku, Daniel i Yoshi przyciśnięci do siebie plecami. Przygryzając wargę, przyklęknęła obok Kitha. Pochyliła się i dmuchnęła mu prosto w twarz ziołowym pyłem. Wilkołak zmarszczył nos, zamrugał gwałtownie i usiadł. Zdziwionym wzrokiem powiódł po uśpionych towarzyszach, potem spojrzał na Dorianne.
-Uśpiłaś nas? – spytał.
-Tak – kiwnęła głową i dotknęła dłonią jego włosów. Pomału zaczęła rozplątywać splecione w warkocz czarne włosy. Garou siedział przed nią z wyrazem zaskoczenia na twarzy. – Będą spali do rana.
-To nie jest część rytuału, prawda? – spytał, marszcząc brwi.
-Nie jest. Nie chcę świadków.
-A ja?
Przerwała rozplatanie włosów i ułożyła dłonie na kolanach. Popatrzyła mu w oczy.
-Potrzebuję twojej pomocy – rzekła. Nie wiedziała za bardzo, jakich użyć słów. – To miejsce zostało skażone śmiercią i tym, co je oczyści jest akt życia.
Kith zamrugał gwałtownie oczyma, kiedy dotarło do niego znaczenie jej słów. Dziewczyna nadal siedziała na piętach, z dłońmi na kolanach, patrząc mu prosto w oczy. Pomału uniósł rękę, jakby chciał jej dotknąć, ale wycofał się szybko.
-Chcesz, żebyśmy...
-To by rozwiązało sprawę, ale jeśli nie chcesz, nie musimy. Poszukam innego sposobu...
-Kogoś innego? – w jego głosie wyczuła obawę.
-Nie – odparła stanowczo. – Po prostu innego sposobu.
Wstała i szybkim ruchem zrzuciła z siebie spódnicę, potem ściągnęła bluzkę. Stanęła naga pośrodku polany, blask ogniska malował złociste wzory na jej skórze.
-Będę czekać w jeziorze – oznajmiła i ruszyła w kierunku jaskini.
Ciemność ogarnęła ją jak czarna tkanina. W mroku słyszała tylko szmer płynącego po kamieniach strumyka i własny oddech. Dotarła w końcu do jeziora i zanurzyła się po ramiona w wodzie, zimnej, lecz już nie nienaturalnie lodowatej jak kiedy weszła tu po raz pierwszy. Przepłynęła największą głębię i stanęła przy przeciwległym brzegu. Czekała w ciemności, minuty upływały pomału, aż w końcu usłyszała plusk wody. Zmarszczki na wodzie przynosiły informację o drugiej osobie, która właśnie zanurzyła się w wodzie.
Poczuła charakterystyczny zapach, kojarzący jej się z jesiennym lasem i ciepło bijące od ciała Kitha. Mężczyzna położył dłonie na jej ramionach, nadal ostrożnie, jakby bał się, że zostanie odtrącony. Żałowała, że rozmowa trwała tak krótko i obawiała się, że ten rytuał pogorszy sytuację. Była Mówcą Marzeń, jeśli chodzi o magię seksualną brakowało jej bezpośredniości Verben czy Kultu Ekstazy. Ale zdecydowała i wycofanie się w tej chwili byłoby nieuczciwe.
Chwyciła wilkołaka za nadgarstki i przeniosła jego ręce na swoje biodra. Od jego ciała biło ciepło, równoważące chłód wody. Położyła mu dłoń na piersi I przesunęła ją powoli w górę, po obojczyku na szyję a potem w tył, na kark. Wplótłszy palce w ciemne włosy, przyciągnęła do siebie głowę mężczyzny. Ich usta spotkały się, a pocałunek okazał się być o wiele bardziej namiętny, niż sugerowałaby to dotychczasowa powściągliwość Kitha. Ręce Garou przesunęły się w górę, całe jego ciało wskazywało, że wszelkie opory wynikają z poczucia winy – poczucia winy, którego nie mógł pozbyć się od wielu lat. Ale teraz to nie miało znaczenia. Dorianne oplotła jego szyje ramionami i oparła mu jedną nogę na biodrze.
Po chwili poczuła pod plecami twardą skałę, kamienie wpijały się w jej kręgosłup. Odchyliła do tyłu głowę, czując na gardle muśnięcia warg i języka. Kith przejął inicjatywę, gwałtownie przyciskając ją do skały. Pierwszy jęk zdusiła, lecz następny wymknął się z jej gardła i odbił echem w jaskini. Jej ciało szybko przystosowało się do gwałtownego rytmu, paznokcie same wbiły się w skórę wilkołaka, rysując linie na jego barkach i ramionach.
Zimny kamień pod plecami i gorąca skóra ocierająca się o jej piersi i brzuch, gwałtowny ruch splecionych ciał i woda unosząca się i opadająca w jego rytm. Poczuła paznokcie wbijające się w jej bok, ale zamiast z bólu, jęknęła po raz kolejny z rozkoszy.
Im bliżej oboje znajdowali się spełnienia, tym gwałtowniej falowała woda w jeziorku. Srebrzyste smugi magicznej energii tańczyły na powierzchni wody i skupiały się wokół nich, oplatając ich coraz gęstszą siecią. Dorianne widziała je, lecz w tej chwili nie musiała nawet o tym, poddając się coraz gwałtowniejszemu rytmowi, tracąc niemal oddech.
Krzyk gromadził się w głębi jej gardła, aż wreszcie wyrwał się na zewnątrz i zadzwonił w jaskinie, powielony tysiąckrotnie. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i na ułamek sekundy osunęła się w mrok. Poczuła delikatne muśnięcie, odpowiedź, podziękowanie.
Znów widziała. Jaskinia lśniła od energii, setki kryształów na ścianach migotały, odbijając blask uwolnionej energii. Echo jej własnego krzyku mieszało się z głosem Kitha.
Pomału wszystko wracało do normy. Woda uspokoiła się, a szamanka i wilkołak łapali oddech, oparci o skałę. Ich ciała były mokre od wody i od potu, pokryte zadrapaniami i siniakami. Nim zgasł blask wyzwolonej energii, zdążyli jeszcze popatrzeć na siebie.
***

-Co się tam działo? – spytał Yoshi, wcierając maść w pokryte fioletowymi sińcami plecy Mówczyni Marzeń.
-Rytuał – odpowiedziała.
-Coś rzucało tobą po skałach i nieźle cię podrapało – stwierdził.
„Coś” siedziało akurat po drugiej stronie polany, pokazując Ariemu jak patroszy się upolowaną zwierzynę. Jakieś postępy. Jeszcze wczoraj Kith miał ochotę udusić blondyna. W najlepszym wypadku udusić.
No cóż, mieli też dostęp do węzła. Może nawet szanse na powrót.
I miała w planach pewną bardzo poważną rozmowę.
I znalezienie jakiegoś spokojnego miejsca, jeśli nie z łóżkiem, to przynajmniej z miękką trawą, na dobry początek. Na dłuższą metę kamienie są bardzo niewygodne.

3 – 5 kwietnia 2006, Kraków

 

Powrót    Uwagi?   Zajrzyj