Kiedy na nudę szukasz sposoBUW Nie chodź do puBUW, nie chodź do kluBUW. I nie w aptece, Lecz w bibliotece Wyleczysz się pośród naszych zasoBUW!
Był sobie student, który chciał w BUW-ie Na oczy-tanie studentkę uwieść Lecz na ten podstęp Miała ripostę - W czytelne miejsce damskim obuwiem...
Pokazał Trener nam wszystko: Betonowe boisko i bramki, Czym jest walka i zespół, i przyjaźń, Do czego zdolne są piłka i trampki, Że strzelać można skutecznie I nie zabijać. Pokazał Trener nam więcej, Że do sportu też trzeba mieć serce - Umieć przełknąć tę gorycz porażki, Żeby cieszyć się każdym zwycięstwem. Nauczył nas Trener na koniec, Że sport jest trochę jak życie, Że można biec szybko, nie goniąc Za niczym I że w sporcie ważna jest radość, Nie - wyczyn. Będziemy pamiętać, na zawsze, Jaką dałeś nam szkołę! I choć opuścimy te mury, Będziemy zawsze odważnie Iść z podniesionym do góry Czołem... ...Czołem, trenerze! Czołem!
Znowu dziś w zamkniętym oknie, Delikatnie szepce słońce, Ale serce we łzach moknie, I nie mówi nic, płaczące... W wirze czasu, biegu godzin, Zbudzę się w okowach nocy, I zapytam: Więc, odchodzisz? Mgła opada w mokre oczy... Wszystkie 'Kocham Cię na wieki' W słodkim śpią zapomnieniu. Gdy tylko zdołam przymknąć powieki - Stoisz. Na stacji. W milczeniu. W spokojnym mroku latarni, Gdzie szliśmy nieraz wpatrzeni W siebie, tak teatralni, - Tam dzisiaj usną wśród cieni: Słowa nieprzeszłe przez usta, Myśli fałszem podszyte, I miłość pusta, I serce. Na zawsze przebite... Zapomnę o tym, nie szkodzi? Zapomnij, za obcym progiem, Z uśmiechem na duszy, odchodzisz... A ja? Czy odejść mogę?
Żaden las z tropików rodem, Czy Las Palmas, czy Las Vegas Nie ma w swoich drzew szeregach, Palmy z betonowym spodem. W chłodnym cieniu Twoich liści, Policjanci i turyści Podziwiają ewenement, Potykając się o cement. Każdy, kto tu w skwar usiądzie W zamyśleniu lekko wzdycha Czemu, Palmo, Cię do licha, Ktoś postawił na tym rondzie? Siedzę - wkoło samochody, O pień wsparty mrużę oko, Wierząc, że gdy piszę ody, Sztuczny Twój nie spadnie kokos!
Como siempre w mym fotelu Siadam, siedzę tak bez celu, - Nada paso... Szybko chwytam lekkie pluma, W myślach czytam, długo dumam, - Un fracaso... Cuando estas tak daleko, To me siento taki hueco, Jak nevera... Hoja blanca, pusta szklanka I ciemnieje już firanka, Nada sera... Pero nagle tu imagen, Może oknem, może dachem Wpada w żagle mojej duszy Como viento! Noche (se) cambia en el dia, Pióro staje się varilla, Soy magico, co rozkruszy Myśli ciento! Oyes me? Abra cadabra! Es un sueno con palabras Como lluvia sin paraguas - El juguete... Buenos dias! Weno, mia, Asi sprzyjaj i nie mijaj Mi zbyt prędko, Weno nagła, Me prometes?
Miała to być oda, Lecz nie będzie, szkoda... Może już na ody Przeminęła moda? Albo też przygody, Gdzieś na antypody, Wywiodły pomysły Na głębokie wody. Nagle słowa prysły, Co niegdyś zabłysły, I skocznie Bawiły najtęższe umysły - Widocznie Z rymami nie lubią się zawsze I często znajdują zajęcia ciekawsze... Miały być wersety, Przepadły - niestety, Usnęły zapewne, W marzeniach poety. Czekają na rzewne Wspomnienia, ulewne Westchnienia, przewiewne Sukienki, zalotne Panienki, wiosenną Pogodę, lub słotne Deszcze... Co jeszcze? Wystarczy, by poezję zbudzić. Lecz próżno się trudzić Dmąc w trąby Jerycha - Kiedy snem oddycha Wena zaspana. Pozwól, niech sama Otworzy oczy, Z łóżka wyskoczy, I tym co wyśni, Odzieje myśli...
Pędzą języki, wzmagają się krzyki, Prawdziwy pokaz ust gimnastyki, Hej! Słowa w pląsy, Policzki w pąsy, W oczach ciekawość zapałem błyska, Tutaj pogłoska u źródeł tryska, Gdzie płonie żądzą plotek ognisko... "Chcę wiedzieć wszystko! Kto z kim, dlaczego, Powiedz, kolego, Było to rankiem, czy późną nocą, Gdzie, kiedy, po co..." Fakty - zbyt nudne, Prawdy - za trudne. Tak to w sensacji oceanie, Niesie się pluskiem, kolejny plusk, W tym, co z małego palca wyssane, Tonie w zachwycie mózg. Plotka goni plotkę, Niech mnie któraś dotknie, Boleśnie się potknie, Zapały ostudzi I ... wróci do ludzi.
Późnym wieczorem Czytam SENeki mądre SENtencje... Ciężkie powieki Nie mogą więcej Oto eSENcja mojej abSENcji: W radiu pioSENka SENtymentalna W głowie wioSENnny baSEN wśród soSEN A w SENegalu skanSEN i palma A ja wciąż gadam, Pod nosem Składam kolejny wers Noc się zakrada Mrok już zapada Wszystko zapada W głęboki SENs
Gdyby mnie razem z kolumną Grecką, Jak wyobraźni cudowne dziecko Odkryto nagle z nicości mroków Gdybym był zdolny pośród obłoków Szukać pomysłów to byłbym gotów Przepłynąć wszystkie morza Koryntu, Za łyk absyntu! Zielona absencja Szalona absyncja W tej chwili więc ja Chcę Cię powolut- Kupić i upić... Gorzki absolut I byle do jut- Raz jeszcze trunku! Poproszę troszkę Jakie to gorzkie! I gdyby zachód zielonodziki Zielonych Indian pijane krzyki Na falującej, mglistej zieleni, Dane mi było na tej przestrzeni Chwil białe kartki w wiersze zamienić, Setki, miliony Eastwoodów Clintów! Zrobię to zawsze za łyk absyntu! Zielona absencja Szalona absyncja... Gdyby mnie nicią z piękną Ariadną Związali czule, a dalej na dno Pamięci malin nagle wpuścili, Gdybym w ogóle, po laurach, czyli Miał Minotaura wierszem umilić, Z rzeczywistości labiryntu, Chcę uciec teraz za łyk absyntu! Zielona absencja Szalona absyncja... Gdyby mi wreszcie z doktorem Faustem Kazano wypić wódkę z inkaustem A później stwierdzić: "To jest sens życia!" Gdyby mi dano, tak jednym haustem Spojrzeć z ukrycia, Na rzeczy, cuda, które on widział... Gdyby i gdyby...i ja gdybym tu Nie musiał myśleć za łyk absyntu... Zielona absencja... Szalona absyncja...