|
Basia była moją pierwszą żoną. Wziąłem z Nią ślub w 1948 roku w wewnętrznej kaplicy kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Loretańskiej
przy ulicy Ratuszowej na Pradze, Basia bowiem też z Pragi, z ulicy Inżynierskiej, pochodziła. Jej Rodzice, Antonina i Ryszard Badowscy, byli właścicielami sklepu mydlarskiego przy tej ulicy. Choć moja rodzina mieszkała przy ulicy
Środkowej, to ja urodziłem się w Zakładzie Położniczym (drewnianym) na rogu ulic 11 Listopada i Inżynierskiej, a więc byłem związany z Basia i Jej Rodzicami również w sensie ,,adresowym". Mieszkałem u Nich do wczesnych lat
1950-ych, kiedy otrzymałem mieszkanie przy Krakowskim Przedmieściu nr 33 z puli ,,Trybuny Ludu', w której od 1950 roku pracowałem. Losy naszego małżeństwa układały się różnie, faktem jednak jest, że po rozwodzie schodziliśmy się
kilkakrotnie już bez ślubu. Do Stanów Zjednoczonych wyjeżdżałem po raz pierwszy jako stały korespondent ,,Trybuny Ludu" w 1960 roku z drugą żoną. Ale z nią, tą drugą żoną, rozeszliśmy się już tam, co zostało potwierdzone
później rozwodem w Warszawie. Ona wyjechała z USA do Polski, a ja do Waszyngtonu zaprosiłem Basie. Kiedy więc do Polski wróciliśmy, powstało powiedzenie: ,,Ten Broniarek to jakiś dziwak. Mężczyzna może wyjechać do USA jako kawaler,
a wrócić jako żonaty. Może wyjechać z pierwszą żoną, a wrócić z drugą. Ale wyjechać z drugą, a wrócić z pierwszą, to przechodzi ludzkie pojęcie". Później z Basia rozeszliśmy się ostatecznie, ale utrzymywaliśmy przyjacielskie
stosunki. Ożeniłem się po raz trzeci, tym razem z Elżbietą Sarcewicz-Klekow, w 1972 roku i szczęśliwie żyjemy ze sobą już trzydziesty piąty rok. Kiedy Basia zmarła, jej adoptowana córka, Joasia, oraz Joasi córki, Ania i Kasia,
zwróciły się do mnie, bym na Mszy wygłosił kilka słów o Basi. Okazało się, że jest to możliwe, a Wielebny Ksiądz - człowiek wprost uroczy - zachował się wspaniale. Dość powiedzieć, że dostosował nawet mikrofon do mojego wzrostu.
Powiem też, że w wejściu schodami na miejsce, gdzie mikrofon stał, pomógł mi pan Jurek, narzeczony Joasi, a wspominam o tym dlatego, że ,,co wiek, to wiek". Przy pięknych, marmurowych schodach nie ma poręczy. W swoim kazaniu w
czasie nabożeństwa, Wielebny Ksiądz podkreślił, że bierzemy udział w Mszy Pogrzebowej, ale nieco innej. Wyjaśnienie bliższe znalazło się w moim przemówieniu, które brzmiało następująco.,,Wielebny Księże, Szanowni Państwo, Nazywam
się Zygmunt Broniarek i byłem pierwszym mężem Basi. Jej najbliższa Rodzina poprosiła mnie o wygłoszenie kilku słów na dzisiejszej Mszy Pogrzebowej. Jest ze mną moja żona, Elżbieta, a więc wygłaszam te słowa również w jej imieniu,
bo tak się złożyło, że znała ona Basie równie długo jak ja. Wielebny Ksiądz wspomniał, że Msza ta jest nieco inna. Rzecz w tym, że pogrzebu nie będzie, a to dlatego, że Basia zapisała swe doczesne szczątki uczelni medycznej.
Pozwolę sobie odczytać odpowiedni dokument podpisany Jej ręką. 'OŚWIADCZENIE WOLI Ja, niżej podpisana, córka Antoniny i Ryszarda Badowskich, legitymująca się dowodem osobistym (tu dane), będąc w pełni władz umysłowych,
przekazuję dla celów naukowo-dydaktycznych swoje doczesne szczątki (ciało) do Zakładu Anatomii Prawidłowej Akademii Medycznej w Warszawie, ul. Chałubińskiego 5. Podpis: Barbara Radziejewska'. Proszę zwrócić uwagę (mówiłem dalej) na
datę tego dokumentu: 20 marca 2006 roku, a więc Basia podpisała go prawie dokładnie na rok przed swą śmiercią". Po czym ciągnąłem: ,,Myślę, że wszyscy tu obecni, znali Basie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wszyscy wiemy więc,
że była to wspaniała kobieta, nawet chciałoby się powiedzieć, wspaniała dziewczyna. Mówię tak umyślnie, ponieważ Basia, do ostatnich swoich dni, zachowała pogodę ducha i radość młodości. Nie tylko dlatego, że taką się urodziła, ale
również dlatego, że jako znakomita Pani Stomatolog, przez całe swoje zawodowe życie leczyła MŁODZIEŻ w Akademickiej Służbie Zdrowia. Pacjentki i pacjenci, nie tylko zresztą młodzi, ubóstwiali Ją. Pamiętać trzeba, że nie było
wówczas takiej aparatury jak dzisiaj, która niejako automatycznie redukuje ból. Czyniła to za nią Basia właściwymi sobie fluidami, na które składały się dobry humor i życzliwość dla leczonych przez Nią pacjentów. Miała też bardzo
dobre serce - zarówno dla ludzi jak i dla zwierząt, choć nie lubiła, gdy się w Jej obecności o tym mówiło. Wykazywała szczególną słabość do tych, którym się w życiu nie udało. A jeżeli potrafili jeszcze błysnąć dowcipem, mieli
zapewnione stałe miejsce w Jej umyśle i sercu. Myślę, że nam wszystkim będzie Basi bardzo brakować. A pamięć po Niej na pewno przetrwa w nas i nas". Po Mszy Pogrzebowej odbyła się stypa. W Basi mieszkaniu. Wcale nie smutna. Na
taką, Basia by na pewno nie pozwoliła. |