Redakcja Warszawska

Rezydencja na Berneńskiej i uliczka Wieczorkiewicza

Przy ulicy Berneńskiej na Saskiej Kępie mieści się rezydencja Boliwariańskiej Republiki Wenezueli. Jest to od pewnego czasu nowa nazwa państwa, która powstała z inicjatywy rewolucyjnego prezydenta, Hugo Chaveza (czytaj "U-go CZA-we-za"). Dodając do dawnej nazwy "Republika Wenezueli" przymiotnik "Bolivariańska" nawiązał on do Simona Bolivara (1783-1830), który wywalczył niepodległość Ameryki Południowej (z wyjątkiem Brazylii) spod panowania hiszpańskiego. Teraz Chavez walczy o uniezależnienie się Ameryki Południowej od dominacji USA. Od niedawna ambasadorem Boliwariańskiej Republiki Wenezueli w Polsce jest gorący zwolennik prezydenta Chaveza, profesor Franklin Gonzalez, który robi wiele dla rozszerzenia stosunków z Polską. Najnowszym tego przejawem były dwie wizyty, obie w~ październiku: wiceministra spraw zagranicznych do spraw Europy, Oswaldo Chavesa (to nie krewny prezydenta; jego nazwisko kończy się na "s", nie na "z"), oraz wiceministra edukacji i sportu, profesora Armando Rojasa (czytaj "RO-cha-sa"). Profesor Rojas wygłosił 24 października na Uniwersytecie Warszawskim odczyt pt. "Wewnętrzny rozwój kraju, integracja Ameryki Łacińskiej i Karaibów, rola oświaty".

Czy rewolucyjne plany prezydenta Chaveza, mające na celu podniesienie poziomu życia, zwłaszcza mas ludności indiańskiej, oraz zacieśnienie współpracy latyno-amerykańskiej przeciwko dominacji USA powiodą się, pokaże przyszłość, choć są one już teraz bardzo zawansowane. Wiadomo - Wenezuela ma ropę, i 50% procent eksportuje do USA, mimo, że Chavez i Bush są "na noże". Tak to w polityce bywa. W każdym razie, wiele na te tematy mówiono na Berneńskiej, gdzie ambasador Gonzalez wydawał koktajle na cześć obu wiceministrów. I gdzie panowało przekonanie, że kolejne wybory prezydenckie w Bolivariańskiej Wenezueli, które odbędą się na początku grudnia b.r., Chavez wygra bez trudności. Dowiemy się o tym z relacji dwóch dziennikarzy, których, poprzez ambasadora Gonzaleza, zaprosił na te wybory sam wenezuelski prezydent. Obaj znają świetnie hiszpański i samą Amerykę Południową. Pierwszy to Daniel Passent z "Polityki", który, poza swą pracą dziennikarsko-felietonistyczną, spędził w latach 1990-ych prawie lat pięć jako ambasador RP w Chile. Drugi to Mirosław Ikonowicz z "Przeglądu", były korespondent PAP w Hiszpanii, Portugalii, Ameryce Łacińskiej i w Watykanie. Będzie więc co czytać.

A co było w koszyku z żywnością ?

Ulica Berneńska, to arteria elegancka z wieloma pięknymi willami. Kontrastem do niej jest niewielka uliczka na Pradze Północ, na którą zwróciła mi uwagę mieszkanka Saskiej Kępy, pani Barbara Kozak, która lubi Pragę fotografować. To uliczka im. Bronisława Wieczorkiewicza, która łączy Brzeską z Markowską. Bronisław Wieczorkiewicz był polonistą, który w czasie okupacji hitlerowskiej uczył panią Barbarę w Milanówku na tajnych kompletach. Po wojnie wydał on słownik wyrazów gwarowych i obelżywych, interesował się folklorem i gwarą warszawską. Ma piękną tabliczkę na swojej uliczce, ale na jakim domu!!! Obdrapanym niemiłosiernie Pani Barbara zrobiła zdjęcie tej tabliczki i tego domu. I tak się złożyło, że obiektyw jej kamery objął część ulicy Brzeskiej. A tam stał kosz z pewnym artykułem żywnościowym, którego nazwa nadaje się znakomicie do opisania kontrastu między lśniącą tabliczką, a ruderą, na której tabliczka jest umocowana. Ta nazwa - to JAJA. Bo rzeczywiście chciałoby się wykrzyknąć: ,,ALE JAJA".

Arktyka Alberta II z Monako

Chociaż dr Jan Kulczyk dobrze wiedział, że dynastia Grimaldich rządzi Księstwem Monaco od 1297 roku (z wyjątkiem okresu Rewolucji Francuskiej), to jednak sprawdzał tę datę u kilku uczestników tego spotkania. Jakiego spotkania i dlaczego dotyczącego dynastii Grimaldkich ? Dlatego, że 25 października w Klubie Polskiej Rady Biznesu czyli w Pałacu Sobańskich w Alejach Ujazdowskich w Warszawie, odbył się wykład Jego Wysokości Księcia Monako Alberta II, a dr Kulczyk temu wykładowi przewodniczył. Tytuł wykładu składał się z dwóch pytań: "Czy Arktyka topnieje ? Czy możemy zahamować globalne ocieplenie ?".

Księciu, w jego już piątej wizycie w Polsce, towarzyszyła tym razem Barbara Piasecka-Johnson w pięknym, czarnym kapeluszu, która, kiedy jej tego kapelusza gratulowałem, mówiąc, że przypomina jednak kapelusz męski, odparła: "Ale jest damski. To damskie Borsalino". Do rozmowy dołączył Maciej Górski, były ambasador RP w Rzymie i w Atenach, dziś wysoki urzędnik MSZ, który przypomniał, że witał ją nad Tybrem, na wystawie rzeźb Mitoraja, którą sponsorowała. Ona pamiętała tę wystawę i ambasadora Górskiego i dodała, że jedzie wkrótce do Londynu na podobną imprezę, gdzie spotka się z innym księciem - Karolem. Książę Albert II to ujmujący pan, wysoki (181 cm.), niebieskooki i obdarzony poczuciem humoru. Nieżyjący już mój dziennikarski kolega, Tadeusz Pasierbiński, autor pięknego dzieła "Monarchie świata" (Iskry, 2002), napisał, że "aby zapobiec przywłaszczaniu zapalniczek przez znajomych i przyjaciół, książę Albert II zamówił specjalne etui z herbem Monako i napisem `Skradzione Albertowi Grimaldi"'. Ale sam się później z tego śmiał, bo zapalniczki w tym etui zaczęły znikać jeszcze szybciej, a więc w tym samym tempie, w jakim wzrastała popularność księcia. On sam wygłosił swój odczyt najczystszą amerykańszczyzną - nic dziwnego, jego mamą przecież była Amerykanka, Grace Kelly. Ponadto książę studiował w ekskluzywnym amerykańskim koledżu Amherst w stanie Massachusetts, a nawet, z Tomem Berengerem, grał w historycznym filmie "One Man's Hero" - i to kogo ? Irlandzkiego oficera artylerii walczącego ramię w ramię z Meksykanami przeciwko Amerykanom! Swą kompetencję w dziedzinie badań nad topnieniem Arktyki udowodnił ponownie poza działalnością w swej własnej fundacji na rzecz walki ze skutkami ocieplania klimatu wyprawą na Biegun Północny w kwietniu bieżącego roku. W tej wyprawie, książę Albert II i jego ekipa korzystali z pomocy polarnej rosyjskiej stacji badawczej na archipelagu Svalbard, ale ostatnie 50 kilometrów przebyli jak wszyscy polarnicy pieszo w towarzystwie 42 psów. "Można czytać wiele o uczuciach, jakie ogarniają człowieka, gdy postawi nogę na Biegunie Północnym - powiedział książę - ale to zupełnie co innego, niż rzeczywiście być na szczycie świata, i, jak gdyby, mieć całą kulę ziemską pod własnymi stopami". Dodał jednak, że w wyniku postępów techniki, to, co kiedyś określane było jako historyczne odkrycie jak właśnie zdobywanie Bieguna Północnego, stało się dzisiaj tylko "wyczynem sportowym",. Ale też powiedzmy, że z wyczynami sportowymi, książę miał i ma wiele wspólnego. Jego pasją są narty, piłka nożna, pływanie, tenis, pilotowanie samolotów...I ma on czarny pas judo. Zarówno ze względu na pomoc rosyjskiej stacji badawczej w dotarciu do Bieguna Północnego jak i na pozycję Rosji w badaniach Arktyki w ogóle, książę Albert II udał się ze swej wyprawy bezpośrednio do Moskwy na spotkanie z Władimirem Putinem. Chyba wpłynął na to fakt, że i Putin ma czarny pas judo. Książę mówi spokojnie, nie zapala się i można by pomyśleć, że nie ma nic wspólnego z temperamentem, który mu się przypisuje ze względu na jego liczne romanse - miał ich podobno ponad dwieście. Ale widać, że szczególnie jedna myśl leży mu na sercu: dlaczego wciąż tak mało czyni się dla stosowania "czystych technologii" choć technologia dla ich stosowania JUŻ JEST ?

Autor: Zygmunt Broniarek

Opr. Andrzej Szkoda     

[powrót]