Redakcja Warszawska

Piętnastolecie niepodległości Republiki Mołdowy

Weszło już w zwyczaj, że ambasada Republiki Mołdowy (Moldawii) w Polsce urządza przyjęcia z okazji Święta Narodowego swego państwa w restauracji "Villa Moldova" w hipermarkecie "Promenada" na warszawskiej Pradze. Tak było i tym razem - 12 września; przyjęcie zaś wydawał nowy ambasador Mołdowy, pan Boris Gamurari. Było ono szczególne, ponieważ obchodziliśmy piętnastolecie niepodległości tego państwa, a Polska była jednym z pierwszych krajów, które Republikę Mołdowy uznały. Na przyjęciu, mołdawskich przysmaków było co niemiara, wraz z winami i koniakiem mołdawskim, który należy do najlepszych na świecie. Do tych produktów swego kraju, nawiązał ambasador w krótkim, ale treściwym przemówieniu, zapraszając do ich degustacji. Równocześnie podkreślił on, że Mołdowa i Polska podejmują wiele inicjatyw w celu wzmocnienia i rozszerzenia wzajemnych stosunków politycznych, gospodarczych i kulturalnych. Mijające więc piętnastolecie relacji Mołdowa-Polska zapowiada dalszą dobrą ich przyszłość. W czasie przyjęcia nikt nie wspomniał oficjalnie o tzw. "Republice Naddniestrzańskiej", choć prywatnie tu i ówdzie o niej mówiono. Jest to coś w rodzaju ciernia dla Mołdowy, bo to samozwańczy twór, którego nikt nie uznaje, a który istnieje dzięki pośredniemu poparciu Rosji, a także dzięki. temu, że ze względów historycznych mieszkańcami tej "republiki" są w dużej mierze Rosjanie i Ukraińcy. Jest to wąski pas ziemi po wschodniej stronie Dniestru, graniczący z Ukrainą i zamykający Mołdowie dostęp do Morza Czarnego. Na przyjęciu jest dziennikarka, znająca świetnie stosunki w tej "republice'', a mówi mi ona, co następuje: "Ta `republika' jest rządzona przez byłych pracowników radzieckiego KGB, a finansowana przez przemyt narkotyków. broni i kobiet. To `republika' w cudzysłowie, a mafia bez cudzysłowu". "A jak się tam można dostać ?" - pytam - "Od strony Ukrainy. Daje się celnikowi `naddniestrzańskiemu' 10 dolarów od osoby, a on wydaje maleńki kawałek papieru z niby pieczątką - maleńki po to, żeby wjeżdżający mógł go łatwo zgubić. Jeżeli nie zgubi, to wyjedzie bez trudności. Ale jeżeli zgubi, to za wyjazd musi zapłacić 20 dolarów. Wierzymy, że ostatecznie Mołdowa poradzi sobie z tą sprawą. Naród mołdowski bowiem jest młody, energiczny i przywiązany do idei suwerenności państwowej.

Libia obchodzi rocznicę Rewolucji

...Tego samego dnia, w którym odbyło się przyjęcie mołdowskie, tj. 12 września. ambasadorowie, akredytowani w Warszawie, musieli się bardzo "uwijać", ponieważ nie było ono jedyne. Były jeszcze dwa. Przyjęcie z okazji 37 Rocznicy Rewolucji 1 Września wydal ambasador Wielkiej Socjalistyczno-Ludowej Libijskiej Dżamahirii (Republiki), pan Mohamed I. Albadri. Rewolucji tej dokonał 1 września 1969 roku obecny przywódca Libii, pułkownik Muamar al-Kaddafi.

Znaczenie słowa "ambasador"

Specjaliści od spraw protokolarnych zwrócili uwagę, że jeszcze do niedawna Libia nie miała ambasad, ale Biura Ludowe, ambasadorowie zaś nosili tytuł Sekretarzy Biur Ludowych. Teraz jest inaczej - są ambasadorzy i ambasady. Ponadto na zaproszeniu znajduje się formuła, która głosi: "Ambasador (tu pełna nazwa Libii) oraz pani Mohamed I. Albadri" mają zaszczyt..." itd. Jest to formuła używana od dawna, zwłaszcza w krajach anglo- ifrancuskojęzycznych. Ze względu na nagromadzenie trzech przyjęć w ciągu jednego wieczoru, na przyjęciu libijskim nie byłem, ale moje dwie koleżanki "po fachu", siostry Beata i Jola Przedpełskie, bardzo popularne w naszym korpusie kronikarsko-dyplomatycznym, powiedziały mi, że przyjęcie w rezydencji ambasadora było "pełne ducha gościnności i życzliwości". Chilijska fiesta na dziedzińcu Trzecie przyjęcie - z okazji Święta Narodowego Chile - odbyło się w miejscu niezwykłym - na dziedzińcu budynku Metropolitan, położonego na placu Piłsudskiego autorstwa słynnego architekta Normana Fostera. Ale chyba nie było innego wyjścia, niż właśnie dziedziniec, jeżeli ambasador Chile, pan Jose Mauel Ovalle, i jego małżonka, pani Maria Paz Villegas de Ovalle, mieli zmieścić tylu gości, ilu zaprosili. A zaprosili nie tylko korpus dyplomatyczny - to oczywiste - ale i "całą młodą i elegancką Warszawę", jak to określiła Sylwia Mann, młoda prawniczka z Kancelarii Sejmu. Państwo Ovalle wzbogacili przyjęcie o "Wieczór Win Chilijskich" - czyli o degustację ważnego produktu eksportowego Chile, coraz chętniej konsumowanego w Polsce. Wszystko odbyło się przy akompaniamencie muzyki latynoskiej, a "Wieczór" trwał do głębokiej nocy.

Wielokrotne "Viva" na cześć Meksyku

Muzyka latynoska, a konkretnie meksykańska, pojawiła się też w trzy dni później tj. 15 września, na przyjęciu z okazji Święta Narodowego Meksyku - 196. rocznicy rozpoczęcia wojny o niepodległość kraju spod panowania hiszpańskiego w 1810 roku. Wojnę tę proklamował ksiądz katolicki, Miguel Hidalgo, który porwał za sobą masy Indian. Przyjęcie wydał ambasador Meksyku w Polsce, pan Jose Francisco Cruz Gonzalez, wraz z małżonką, panią profesor (historii) Patrocinio Marcia Jimenez Lavin. Ambasador wygłosił przemówienie po polsku i po hiszpańsku, po czym odegrano hymn meksykański. To dość długi hymn o pięknej marszowej melodii. Stałem wśród Meksykanów (i Meksykanek) albo mieszkających w Polsce albo będących w Warszawie przejazdem i widziałem (oraz słyszałem), jak wszyscy, z pamięci oczywiście, swój hymn śpiewali. Nikt się nie wahał, ani nie robił błędów. Przypomniał mi się hymn polski, śpiewany niedawno przez pewnego Polaka.. . A później, ambasador wznosił jeden okrzyk i tylko zmieniał nazwiska. Zaczął od "Viva ("Niech żyje") Hidalgo!". A wszyscy odpowiedzieli "Viva!". Po czym było: "Viva Benito Juarez! - Viva!". "Viva Emiliano Zapata! - Viva!". "Viva Lazaro Cardenas! - Viva!". (To wszystko bohaterowie Meksyku). Aż doszło do "Viva Mexico!". A tu już trzykrotnie zabrzmiało - "Viva, Viva, Viva!" I to wszystko niekoniecznie pod wpływem tequili, którą, owszem, serwowano...

Animowane sztychy na Zamku

 ,,W blasku srebra...: - taki tytuł nosi wystawa na Zamku Królewskim w Warszawie, którą 11 września otworzył profesor Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku. Wystawa obejmuje 150 dzieł mistrzów złotniczych, autorów sreber polskich: z trzech rosyjskich zespołów muzealnych. Znalazły się one tam jako dary dla carów od polskich posłów rozpoczynających swe misje dyplomatyczne. Otóż po raz pierwszy widzieliśmy rzecz znakomitą: stare sztychy ilustrujące wjazd polskich posłów do Moskwy - a były to wspaniałe widowiska - jako filmy częściowo animowane.

Na konferencji prasowej poprzedzającej otwarcie wystawy, WYSTĄPIŁY - tak, bo były to wyłącznie kobiety - reprezentantki wspomnianych muzeów. Zapytałem więc profesora Rottermunda, jak to się stało, że przy dość napiętych stosunkach polsko-rosyjskich, udało mu się zorganizować tak wspaniałą wystawę. "Czy może dlatego, że miał pan do czynienia wyłącznie z koleżankami w dziedzinie muzealnictwa ?". On na to: "Utrzymujemy od dawna doskonałą współpracę z muzeami rosyjskimi i polityka jej nie dotyka". ,,A koleżanki ? - drążyłem. "Koleżanki dotykają". Wybuchł sympatyczny śmiech.

Autor: Zygmunt Broniarek

Opr. Andrzej Szkoda     

[powrót]