Redakcja Warszawska

Kto się "postawił" Rokossowskiemu i co z tego wynikło ?

Zbliża się 50-lecie Października 1956 roku, kiedy to Polska uzyskała pewną autonomię w stosunkach z ZSRR, a do władzy doszedł Władysław Gomułka. Dobry zwyczaj dziennikarski powinien podyktować mi poczekanie do końca września 2006 roku z "Plotkami..." na ten temat. Ale z drugiej strony, właśnie teraz, właśnie w połowie sierpnia, otrzymałem od Niemieckiego Instytut Historycznego w Warszawie do recenzji książkę Artura Hajnicza pt. "Meandry polskiej polityki zagranicznej 1939-1999" (Instytutowi - danke schoen). Trzeba więc z tej okazji korzystać, bo konkurencja nie śpi.

Artur Hajnicz zachował się przed i w czasie Października bardzo odważnie. Był wtedy w Wojsku Polskim, ponieważ przyszedł z nim ze Wschodu. Na ogół uważa się, że wszystko, co dotyczy Października zaczęło się 25 lutego 1956 roku, kiedy przywódca radziecki Nikita Chruszczow wygłosił na zamkniętym posiedzeniu XX Zjazdu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego tajny referat poświęcony zbrodniom Stalina. W Polsce było inaczej. Śmierć Stalina została ogłoszona 5 marca 1953 roku, a w styczniu 1955, a więc nieco ponad rok przed tajnym referatem Chruszczowa, polskie kierownictwo partyjne zdecydowało się na częściowe rozliczenie się z przestępstw okresu stalinowskiego. Dotyczyło to również wojska, gdzie te "błędy i wypaczenia" były szczególnie liczne. Z tym większym więc napięciem oczekiwano zaplanowanego na marzec 1955 roku dwudniowego zebrania Centralnego Aktywu Wojska Polskiego, które miało być poświęcone tej tematyce. Hajnicz na nim był. Po raz pierwszy takiemu zebraniu przewodniczył osobiście marszałek Konstanty Rokosowski, minister obrony narodowej.

"Jakież było moje zdumienie - pisze Hajnicz - kiedy się okazało, że przedstawiciel Głównego Zarządu Politycznego wygłosił referat dotyczący `konieczności podniesienia dyscypliny wojskowej, rozluźnionej w wyniku pewnych wydarzeń w kraju"'.

"Po tym zaskakującym referacie - ciągnie Hajnicz - nikt początkowo nie zabrał głosu. Bo i po co ? Nie wytrzymałem i podniosłem rękę. Stwierdziłem, że referat jest nie na temat. Nie dotyczy bowiem `błędów i wypaczeń', których w wojsku było bardzo wiele. I zacząłem je wymieniać. Zdumiony tym wybrykiem nieznanego mu oficera, marszałek Rokossowski przerwał mi i odebrał głos. Nie posłuchałem. Przypomniałem, że jesteśmy na zebraniu, a nie na odprawie wojskowej, a marszałek jako jego przewodniczący powinien zapytać obecnych, czy chcą mnie wysłuchać. Rokossowski, zupełnie nienawykły do takich awantur, poddał swój wniosek pod głosowanie i przegraŁ Nawet obecni na sali oficerowie i generałowie radzieccy ciekawi byli, co z tej awantury wyniknie. Mówiłem dalej, ale byłem już dosyć wystraszony''. "Na poparcie mojej wypowiedzi zdobył się mój kolega, major Jerzy Szydło, co nie miałoby zresztą większego znaczenia. Sytuacja zmieniła się jednak dramatycznie, gdy szef sztabu lotnictwa, dawny działacz Armii Ludowej, generał Frey-Bielecki, poparł moje stanowisko i stwierdził, że również on przyszedł na inne zebranie. Zrobiło się gorąco". "Marszałek Rokossowski zarządził przerwę, po której krótko potępił wystąpienie moje `i innych'. Zgodził się jednak, że zebranie nie zostało należycie przygotowane i zakończył je . Ktoś, kto nie zna ówczesnych stosunków, nawet nie zdaje sobie sprawy, jakiej odwagi wymagało wystąpienie Hajnicza. Zwłaszcza, że na zebraniu Centralnego Aktywu Wojskowego obecny był oficer, który współpracował z londyńskim BBC, a radio to nadało dość obszerną relację z tego wydarzenia. Na szczęście Hajnicz znał dobrze Edwarda Ochaba, członka Biura Politycznego (późniejszego I Sekretarza partii). Gdy otrzymał nieuniknione zwolnienie z wojska, dostał się do niego i ostatecznie "wylądował" w redakcji "Życia Warszawy". Na wiosnę 1956 roku, Hajnicz, już jako pracownik tej redakcji, pojechał do Jugosławii z pierwszą grupą polskich dziennikarzy od zakończenia wojny. Przypomnijmy, że w 1948 roku, Stalin "wyklął" Jugosławię, ponieważ Tito, choć komunista, nie chciał mu się podporządkować całkowicie i bez reszty

. Dopiero po pewnym czasie od śmierci Stalina na początku marca 1953 roku, Chruszczow podjął wysiłki mające na celu naprawienie stosunków z Jugosławią, co zaowocowało jego wizytą w Belgradzie 26 maja 1955 roku. A choć kierownictwo PZPR nie miało nic przeciwko uregulowaniu stosunków MIĘDZYPAŃSTWOWYCH z Jugosławią, to bało się jak ognia jej systemu politycznego (w tym samorządu robotniczego). W wyniku tego strachu, w czasie wizyty dziennikarzy polskich w Jugosławii, dostarczono kierownictwu partii jugosłowiańskiej list, odcinający się od tego systemu. Miał on być wydrukowany w "Borbie", organie partii jugosłowiańskiej, wraz z ostrym komentarzem, odrzucającym tezy listu. Hajnicz nic o tym liście nie wiedział. Nie chcąc dawać takiego "zatrutego podarku" odjeżdżającej delegacji dziennikarzy polskich, wicepremier Jugosławii, Edvard Kardelj, spotkał się w nocy przed dniem odjazdu z Hajniczem, pytając go, czy wie o liście i czy go podpisał. Ten odrzekł kategorycznie "nie", ale zapytał, dlaczego Kardelj właśnie do niego się z tą sprawą zwraca. 

Kardelj odparł, że zna relację BBC o tym, jak Hajnicz "postawił się" Rokossowskiemu. Ostatecznie ani polski list ani odpowiedź jugosłowiańska w "Borbie" się nie ukazały. Nadszedł Październik 1956 roku. Edward Ochab, już wtedy I Sekretarz partii, zrzeka się tego stanowiska na rzecz Władysława Gomułki. Przerażony tym Chruszczow, który uważa Gomułkę za "buntownika", przylatuje 19 października nagle i niespodziewanie do Warszawy z delegacją, w której jest Wiaczesław Mołotow (żeby postraszyć Polaków możliwością "powtórki" paktu Ribbentrop-Mołotow) oraz Iwan Koniew, dowódca sił zbrojnych Układu Warszawskiego, żeby zarządzić bezpośrednią interwencję zbrojną wojsk radzieckich stacjonujących w Legnicy. I wojska te zaczynają na Warszawę iść. Chruszczowa przestrasza jednak ostrzeżenie przywódcy Chin Ludowych, Mao Tse-tunga, że on się na taką interwencję nie godzi. Radziecki "marsz na Warszawę" zostaje wstrzymany a Gomułka zaaprobowany. To są rzeczy znane. Ale Hajnicz dodaje do tego szczegóły znane mniej. Oto tego samego dnia, kiedy toczą się ostre rozmowy między delegacją radziecką a kierownictwem polskim już z Gomułką, tj. 19 października w południe, do Hajnicza telefonuje jego znajomy, Mirko Zotowić, pracownik ambasady jugosłowiańskiej w Warszawie i zaprasza go do swojego mieszkania. Tam prosi go pilnie o szczegóły ruchów wojsk radzieckich w kierunku Warszawy. Hajnicz pyta, w jakim celu są one Zotowiciowi potrzebne. Zotowić odpowiada, że to dlatego, iż Belgrad chce zorganizować międzynarodową pomoc dla Gomułki, pamiętając, że w 1948 roku, Gomułka odmówił Stalinowi potępienia Tity, i za to został pozbawiony wszelkich stanowisk i aresztowany. To Hajniczowi nie wystarcza, ponieważ pomoc samego Tity niewiele by dała. Wtedy Zotowić, "niechętnie wprawdzie", ale informuje Hajnicza, iż także Chiny nie chcą, by Moskwa decydowała o wszystkim w "bratnich partiach". Przy pomocy swych znajomych w wojsku, Hajnicz - informacje o ruchach wojsk radzieckich Zotowiciowi przekazuje. 20 października 1956 roku, delegacja radziecka odlatuje do Moskwy. Gomułka wygrywa Hajnicz jest człowiekiem skromnym i zastrzega się, że nie chce swej roli eksponować (jego książka zresztą ma niewielki nakład). Mogę to potwierdzić, bo znam go od wielu lat i wiem, że takim skromnym człowiekiem zawsze był. Z tym większą przyjemnością relacjonuję fakty, zawarte w jego książce, już nie mówiąc o tym, że są one po prostu ciekawe same w sobie".

Autor: Zygmunt Broniarek

Opr. Andrzej Szkoda     

[powrót]