|
Spotkanie z prawdziwym złotem Na owym
bankiecie, o którym mówił Marek Maldis, a który wydał ambasador Gyoer - skromnym zresztą, jak przystało na taką okazję - spotykam redaktora Jerzego Wojciewskiego (czyli Jurka, bo to kolega), prezesa Klubu Publicystów Polonijnych.
Jurek ma niesamowitą zdolność natrafiania na interesujących ludzi. Stosuje on też metodę "dzielenia się" tymi ludźmi z innymi na zasadzie, którą ilustruje następujący przykład: poznał pana, o którym za chwilę będzie mowa,
w ramach swoich obowiązków zawodowych w Domu Polonii w Pułtusku, i zabrał go - wraz z żoną - na wspomnianą projekcję filmu w ambasadzie węgierskiej. Małżonka jego zaś zrobiła ze mnie poszukiwacza złota i sprawiła, że to złoto
znalazłem. Ale przejdźmy do sytuacji "ab ovo" czyli "od jajka" czyli od początku. Owym panem, którego przez Jurka w ambasadzie poznaję, jest pan Wiesław Walter Gołębiewski, M.B.A (Master of Business
Administation - mgr zarządzania), ale również - co ma w naszym przypadku znaczenie szczególne - wiceprezes Światowej Rady Badań nad Polonią z siedzibą w Denver w stanie Colorado. Jest to instytucja NAUKOWA, na której czele stał do
swej niedawnej śmierci Edward Szczepanik, ostatni premier Rządu RP na obczyźnie. Wiesław Walter ma bardzo bogatą biografię naukową, biznesową i...olimpijską. A tak Był członkiem kierownictwa olimpiad w Los Angeles (1984) i w
Barcelonie (1992), a także Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej w Nowej Zelandii (1990). A z tym złotem, to było tak. Kiedy moja żona i j a rozmawiamy z państwem
Gołębiewskimi, widzę na dekolcie jego małżonki piękny srebrny wisiorek i wyrażam swój dla niego podziw. Na to ona: "W Colorado jest i srebro i złoto i...chwileczkę.
Coś państwu podaruję. To wprawdzie jest przeznaczone dla mojego polskiego lekarza, ale mam tego kilka sztuk i będzie mi bardzo miło, jeżeli zechcą państwo to przyjąć". I wyjmuje z torebki coś niewielkiego, zapakowanego w
papier lekko przypominający pergamin i związanego złotym sznureczkiem. Kiedy to coś rozpakowujemy, wydaje się aż kokieterią pytanie, czy zechcemy to przyjąć. Jak można by tego nie przyjąć ? Toż to buteleczka-baryłeczka, w której
wnętrzu znajdują się kryształki prawdziwego złota. Buteleczka-baryłeczka ma koreczek złotego koloru, na którym umieszczona jest figurynka kowboja na koniu, oraz etykietkę też w złotym kolorze z napisem: "Prawdziwe złoto".
Do tego cacka dołączone jest zaświadczenie treści następującej: "Złoto - metal najszlachetniejszy. Cenione od zarania dziejów jako źródło bogactwa, złoto jest niezmiennie najsolidniejszym środkiem wymiany na świecie. Ta
probiercza buteleczka poszukiwaczy złota zawiera złoto prawdziwe. Widzicie chyba Państwo jego unikatowy wygląd i blask oraz bogactwo jego barwy ?! Pomagają one odróżnić go od pirytu (mosiężno żółtego minerału) zwanego Złotem
Głupców". "Zachodnie stany USA przeżyły wielokrotnie gorączkę złota: Kalifornia w roku 1849; obszary rzeki Jukon na Alasce - w roku 1897; najnowszą gorączkę złota zaś - w latach 1980-ych i 1990-ych przeżyła Ameryka na
olbrzymich terenach kopalni odkrywkowych na zachodnich obszarach Stanów Zjednoczonych. USA stały się ponownie jednym z największych producentów złota na świecie". "Mamy nadzieję, że będziecie Państwo cenić tę pamiątkę i
delektować się nią. Jeżeli na koreczku Waszej fiolki znajduje się figurynka, to wiedzcie, że jest ona wytworzona z cyny pokrytej prawdziwym złotem. Fiolka, także z takim złotem, została wyprodukowana przez czysto amerykańską
niewielką kopalnię złota dla uwiecznienia tradycji i historii amerykańskiego Zachodu". Tyle o złocie - i o niezmiernie sympatycznym geście pary małżeńskiej z USA A teraz temat całkiem inny. |
|
|
Intymne życie Hansa Christiana Andersena
Zdawało się, że o tym wielkim bajkopisarzu (1805-1875) wiemy już absolutnie wszystko. Nic podobnego! Wystawa pt. "Baśniowy świat Andersena", której wernisaż odbył się 19 czerwca w Państwowym Muzeum Etnograficznym w
Warszawie, przyniosła multum nowych informacji na temat pisarza. Łącznie z taką, sformułowaną przez dr Johana de Myliusa, dyrektora Centrum Andersena w Odense, miejscu urodzin pisarza w Danii: "Jego płciowość - pisze dr de
Mylius - nigdy nie doznała spełnienia. Zakochiwał się w kobietach, o których nigdy nie pomyślałby w fizycznym kontekście. Z drugiej jednak strony czuł pożądanie do dam, których nigdy nie odważyłby się dotknąć z moralnych,
religijnych, a także zdrowotnych względów". Nie on jeden - ileż to mężczyzn na przestrzeni tysiącleci znajdowało pełne zaspokojenie seksualne wyłącznie u nierządnic. Tylko, że oni mieli odwagę spróbować. Andersen nie śmiał.
Pisał o baśniowym świecie dla innych. |
|