|
Dokument ten przepięknie wykaligrafowany na pergaminie po łacinie zaczynał się od słów: "Illustri et Honorabili Viro - Wojciech Jaruzelski - Republicae
Popularis Polonicae Praesidi - Joannes Paulus PP II - Illustris et Honorabilis Vir - salutem et prosperitatem" ("Wybitnemu i Szlachetnemu Mężowi - Wojciechowi Jaruzelskiemu - Prezydentowi Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej
- Jan Paweł PP (Papież i Pasterz) II - Wybitny i Szlachetny Mężu - pozdrowienia i (życzenia) pomyślności". Nawiązanie stosunków dyplomatycznych między PRL a Watykanem po 44 latach ich nieistnienia było chyba bardzo ważnym
wydarzeniem w historii tysiącletnich więzów między Polską a Stolicą Apostolską. Tym bardziej, że w grudniu 1989 roku wiązało się ono z radykalną zmianą ustroju w Polsce. A jednak w omawianym albumie nie znalazła się reprodukcja
listów uwierzytelniających Jana Pawła II, skierowanych do Wojciecha Jaruzelskiego, wówczas głowy państwa. Szkoda - tym bardziej, że jest w albumie ciekawa informacja o wydarzeniu w 1987 roku, nawet z ilustracją. O tym wydarzeniu,
autorzy albumu piszą tak: "Dar Jana Pawła II dla Zamku Królewskiego w Warszawie. Portret (kardynała Stanisława Hozjusza - wiek XVI - ZB) ofiarowany władzom PRL w czasie trzeciej pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny w 1987
roku. Przewodniczący Rady Państwa przekazał obraz do zbiorów Zamku". Przewodniczącym Rady Państwa był wówczas Wojciech Jaruzelski, choć jego nazwisko nie jest w albumie wymienione. I to jemu, a nie od razu dyrekcji Zamku,
wręczył obraz papież, dając wyraźnie do zrozumienia, że pomijać go nie chce. Wspomniałem o bulli Benedykta XVI, skierowanej do kardynała Dziwisza. Ale w albumie są też inne pisma obecnego papieża sporządzone jeszcze wówczas, gdy
papieżem nie był. Jeden z nich dotyczy ufundowania przez niego jako kardynała mozaiki w kaplicy katedry katowickiej pod wezwaniem Najświętszego Sakramentu. List datowany 29 listopada 1980 roku adresowany był do biskupa Herberta
Bednorza, biskupa katowickiego, a napisany po niemiecku. Kardynał podkreślał m. in.: "Nie chciałbym ukrywać, że byłem nieco zaskoczony i nawet trochę bezradny wobec wysokości kosztów koniecznych dla wykonania mozaiki, ponieważ
środki z diecezjalnego i okołodiecezjalnego budżetu nie są dla tego celu dostępne. Oczvwiście nie chciałem zawieść nadziei Waszej Ekscelencji. a więc odkryłem ostatecznie, że jedynym wyjściem dla pokrycia kosztów jest podjęcie
większej kwoty z funduszu stojącego do mojej osobistej dyspozycji, choć graniczy to już z moimi możliwościami, ponieważ jest on przewidziany dla zaspokojenie drobniejszych próśb o pomoc, które nadchodzą ze wszystkich możliwych
krajów Bożych. Mogę jednak obecnie potwierdzić Waszej Ekscelencji, że jestem w stanie pokryć koszty wobec firmy Orsini w Wenecji. Cieszę się, że w ten sposób mogę przyczynić się do upiększenia i godnego wyposażenia kościoła
biskupiego Waszej Ekscelencji - ad maiorem Dei gloria". Aż nie śmiem tego napisać, ale faktem jest, że w powiedzeniu Ignacego Loioli - ,.Na większą chwakę Boga" - kardynał Ratzinger popełnił błąd, ponieważ zdanie
łacińskie powinno być pisane "ad maiorem Dei GLORIAM", a nie "gloria". A jeżeli już o językach mowa. Jest zjawiskiem zadziwiającym, w jak krótkim czasie, Benedykt XVI opanował zdolność czytania polskich tekstów
wyrażonych na piśmie uproszczoną wymową. Pamiętam, że kiedy jedna z telewizji zdobyła tekst z tą uproszczoną wymową polską dostępną dla Niemca, jedna z wykładowczyń niemieckiego podniosła larum. "Jak można - wołała - uczyć
polskiego na podstawie uproszczonej wymowy, zamiast prawidłowej w 100 procentach. Uproszczona wymowa paczy uczącego się na całe życie". No i właśnie, mamy skutek, absolutnie zaprzeczający twierdzeniom owej pani. Liczy się
przecież cel, dla którego uczymy się obcego języka, a w tym przypadku celem była możliwość wygłaszania polskich tekstów w taki sposób, by były one dla Polaków zrozumiałe. A ten cel Benedykt XVI zaczął bardzo szybko osiągać i już go
osiągnął. On przecież nie potrzebuje polszczyzny do pogłębionej rozmowy czy do prowadzenia rokowań! On potrzebuje mówić do Polaków. Jego polski akcent ma wiele uroku - podobna była sytuacja z Fryderykiem Jarosym (1890-1960),
polskim konferansjerem węgierskiego pochodzenia, który lekkim węgierskim akcentem podbijał publiczność w międzywojennych polskich kabaretach. W polskiej wymowie Benedykta XVI jest taki urok w wymowie "ch". W słowie
"machen'' ("robić") wymawia się tę zbitkę liter jak nasze "ch". Ale w słowie "ich" brzmi ono jak lekkie ,.ś". a więc "iś". Dlatego, na przykład słowo "wszechmogący" brzmi
w~ ustach obecnego papieża jak lekkie "wsześmogący". a imię Lech jak "Leś". Ale to tylko przemawia na jego korzyść - gdy do Polaków PRZEMAWIA |